Kreatywność, wena, flow - jak pisać i mieć z tego radość
Cały czas poszukuję złotego Grala, czegoś co na da głębię i blask wszystkiemu czemu poświęcam swoją uwagę.
W pewnym sensie już to znalazłem - jest tym medytacja Vipassana - zrozumienie po co tu jestem - na tej wspaniałej planecie i jak powinienem żyć.
To wszystko fajnie działa na kursach - odosobnieniach medytacyjnych. Wtedy mam czas, żeby dużo medytować i przebywać w obecności. Zwłaszcza służenie na kursie niesie olbrzymią wartość. Właśnie wtedy jest okazja żeby na nowo podejść do czynności z którymi spotykam się codziennie. Takimi prostymi jak przygotowywanie posiłku czy sprzątanie. Ale wtedy/tam najważniejsze jest by robić to w pozytywnym stanie umysłu - wdzięczność, a także z uważnością.
Można dojść do momentu w którym nie ma znaczenia co się robi, czy obiera ziemniaki, zmywa naczynia czy szoruje kibel. Pojawia się wdzięczność za to, że mogę to robić, za to że jestem świadomy tego co robię, że ma to pozytywną wartość dla innych. Wdzięczność, że nie muszę się spieszyć, nie muszę się oceniać i nie będę oceniany przez innych. Radość, że mogę robić te zwyczajne czynności bardzo uważnie i świadomie, że mogę się w nich zatopić, że pojawia się FLOW.
No właśnie - flow. To ten stan przepływu jest wspaniały. Wu Wei. Wszystko zaczyna płynąć samo. Zamieniam się w widza, ciało i umysł wspaniale współdziałają na rzecz czegoś większego. Jednoczą się w działaniu. Obserwuję wtedy jak wszystko zaczyna się wydarzać samo bez większego wysiłku i ingerencji, odpowiedni ludzie, odpowiednie wydarzenia, odpowiednie myśli, słowa, działania... wszystko wspaniale się układa i dopasowuje jak puzzle.
To wszystko jest wspaniałe, ale dzieje się właśnie podczas kursu, po kilku dniach, jak już umysły służących zaczną się uspokajać i wyciszać. Później po powrocie do domu ten czas pryska, ale doświadczenie tego, wiedza, że taki stan jest możliwy pozostaje wyryty w umyśle. Jest do czego dążyć.
No i właśnie do tego sprowadza się moja praca po kursie. Do zintegrowania doświadczeń z codziennością życia. Jak rozwijać uważność, bezinteresowność, wdzięczność i życzliwość w zwykłych czynnościach. Gdy świat pędzi, jest pełno obowiązków, a lista rzeczy do zrobienia wydłuża się z dnia na dzień.
Doszedłem do wniosku, że najważniejsze jest to samo co w samej praktyce Vipassany - rozwijanie świadomości doznań w ciele i zrównoważonego umysłu, czyli wolności od pragnień i niechęci.
I tak na na warsztat biorę różne czynności, którym się poświęcam - przygotowywanie posiłków, praca przy komputerze, hobby - ukulele. A dziś / teraz postanowiłem napisać coś nowego - bo to lubię - i zrobić to zachowując świadomość ciała.
Już zauważyłem, że stary nawyk działania jest mocniejszy. Co prawda zdaję sobie sprawę z różnych wrażeń cielesnych ale jest to raczej w tle. Nie ma w tym głębi jak podczas zwykłej medytacji. A więc nie zdaję sobie sprawy z ogromu napięć jakie się pojawiają podczas pisania. Jak pracujący umysł napina coś w ciele, jak te napięcia się kumulują i zaciskają ciało i tym samym umysł. Dopiero krótka przerwa od pisania daje mi wgląd w to co się wydarza. Kilka głębszych oddechów pomaga rozluźnić się i powrócić do równowagi.
Jest dobrze , ale może być jeszcze lepiej.
Jeśli uda mi się jeszcze bardziej rozwinąć świadomość ciała podczas pisania to będę mógł praktykować Vipassanę i pisać bloga... a medytowanie jest tym co kocham najbardziej - wtedy czuję, że jest to najlepiej wykorzystany czas. Właśnie wtedy doświadczam stanów wydłużonej ciągłości uważności. Pojawia się głębszy stan świadomości, zrozumienia, akceptacji. Umysł dostraja się do kreatywności, pojawiają się wartościowe pomysły i idee. Jest bardzo mocne flow.
Nie pozostaje mi teraz nic innego, jak rozwijać umiejętność medytacji podczas pisania. Jedyne co należy zrobić to zmienić priorytet.
Pisanie ma być przede wszystkim procesem utrzymywania świadomości ciała i umysłu.
A na drugim planie ma być temat pisania.
Pomysłów na wpisy mam długaśną listę. Motywację do pisania właśnie teraz rozbudziłem. Pozostaje zasiąść do klawiatury i Ommm......