Głodówka na koronawirusa
Okazało się, że najprawdopodobniej przeszedłem koronawirusa. Nie robiłem testów, ale po infekcji miałem zanik węchu i smaku.
Jak tylko zauważyłem, że się źle czuję zrozumiałem, że nadchodzi jakieś przeziębienie. A jak zauważyłem, że nie mam apetytu postanowiłem przeprowadzić głodówkę leczniczą.
Ciała podczas infekcji potrzebuje przekierować energię na proces zdrowienia - walki z bakterią lub/i wirusem i oczyszczaniem ciała z toksyn. Zapas energii w ciele jest duży więc dostarczanie jedzenia często bywa przeszkodą w naturalnym samoleczeniu niż pomocą.
Za każdym razem gdy coś zjemy ciało musi wykonać wysiłek, zużyć energię aby strawić dostarczony pokarm. Zysk z jedzenia jest opóźniony.
Warto słuchać swojego ciała i jeżeli się źle czujemy i nie mamy apetytu warto rozważyć wstrzymanie się od jedzenia.
Oczywiście polecam choć trochę elementarnej wiedzy w tym temacie, a najlepiej praktycznego doświadczenia.
W moim przypadku głodówka trwała 3 dni.
Pierwszy dzień prawie cały przespałem - ogromny ból głowy i całego ciała. Zmęczenie fizyczne i kiepskie samopoczucie psychiczne.
Drugi dzień był lepszy, może jedna czy dwie krótkie drzemki. Wyszedłem na spacer, dotleniłem się, ale dalej odczuwałem zmęczenie fizyczne.
Trzeciego dnia zacząłem pracować (przez dwa pierwsze byłem na zwolnieniu). Dzięki temu zacząłem już bardziej wracać do normalnego trybu, musiałem sprostać wyzwaniom zwykłego dnia.
Proces wychodzenia z głodówki trwał jeszcze klika dni. Miałem wtedy mniej siły, ale choroba już mnie opuszczała i z każdym dniem czułem się coraz lepiej.
Wznowiłem też zaprzestany na jakiś czas nawyk porannego biegania - krótki dystans, około 10 minut biegu przeplatanego odpoczynkami.
Dzięki temu zauważyłem, że oczyszczam drogi oddechowe i rozwijam dość słabą na ten moment wydolność organizmu.
Dziś, około 2 miesięcy po infekcji czuję się wyśmienicie, coś się jeszcze wydziela w gardle, ale regularne bieganie wspomaga proces oczyszczania.
Jak tylko zauważyłem, że się źle czuję zrozumiałem, że nadchodzi jakieś przeziębienie. A jak zauważyłem, że nie mam apetytu postanowiłem przeprowadzić głodówkę leczniczą.
Ciała podczas infekcji potrzebuje przekierować energię na proces zdrowienia - walki z bakterią lub/i wirusem i oczyszczaniem ciała z toksyn. Zapas energii w ciele jest duży więc dostarczanie jedzenia często bywa przeszkodą w naturalnym samoleczeniu niż pomocą.
Za każdym razem gdy coś zjemy ciało musi wykonać wysiłek, zużyć energię aby strawić dostarczony pokarm. Zysk z jedzenia jest opóźniony.
Warto słuchać swojego ciała i jeżeli się źle czujemy i nie mamy apetytu warto rozważyć wstrzymanie się od jedzenia.
Oczywiście polecam choć trochę elementarnej wiedzy w tym temacie, a najlepiej praktycznego doświadczenia.
W moim przypadku głodówka trwała 3 dni.
Pierwszy dzień prawie cały przespałem - ogromny ból głowy i całego ciała. Zmęczenie fizyczne i kiepskie samopoczucie psychiczne.
Drugi dzień był lepszy, może jedna czy dwie krótkie drzemki. Wyszedłem na spacer, dotleniłem się, ale dalej odczuwałem zmęczenie fizyczne.
Trzeciego dnia zacząłem pracować (przez dwa pierwsze byłem na zwolnieniu). Dzięki temu zacząłem już bardziej wracać do normalnego trybu, musiałem sprostać wyzwaniom zwykłego dnia.
Proces wychodzenia z głodówki trwał jeszcze klika dni. Miałem wtedy mniej siły, ale choroba już mnie opuszczała i z każdym dniem czułem się coraz lepiej.
Wznowiłem też zaprzestany na jakiś czas nawyk porannego biegania - krótki dystans, około 10 minut biegu przeplatanego odpoczynkami.
Dzięki temu zauważyłem, że oczyszczam drogi oddechowe i rozwijam dość słabą na ten moment wydolność organizmu.
Dziś, około 2 miesięcy po infekcji czuję się wyśmienicie, coś się jeszcze wydziela w gardle, ale regularne bieganie wspomaga proces oczyszczania.